Ona

Data:

Uhonorowany 5 nominacjami do Oscara, najnowszy film Spike’a Jonze’a pt. „Her” przenosi nas do świata alternatywnej przyszłości, w którym komputery na dobre zadomowiły się w każdym aspekcie życia ludzkiego. Poznajemy Theodore’a (rewelacyjny Joaquin Phoenix) – zamyślonego romantyka, który swoje dni wypełnia pracą oraz rozpamiętywaniem zakończonego małżeństwa. Mimo iż przez ostatnie lata jego związek trawił kryzys, myślami wciąż przebywa w czasie, w którym uczucie było w rozkwicie. Jest pewien, że wraz z rozstaniem zakończyła się najlepsza część jego życia. Jest człowiekiem, który histerycznie pragnie miłości, jednocześnie nie mogąc i nawet nie chcąc wydostać się z klatki wspomnień, bólu i strachu.
Jego los ulega gwałtownej przemianie po zakupie osobistego systemu komputerowego, który będąc najnowszym osiągnięciem techniki, jest zdolny do spontanicznego reagowania, rozwoju osobowości, a nawet swoistego odczuwania. Przemawiający zmysłowym głosem Scarlett Johannson jest odpowiedzią na najprostsze, ale i najgłębsze potrzeby Theodore’a – jest zawsze blisko, niczego od niego nie wymaga, słucha go i rozumie. W szybkim czasie nawiązuje się pomiędzy nimi bardzo intymna więź. Theodore nie będzie ukrywał swojego przywiązania przed innymi, bo przecież skoro jego miłość jest szczera i odwzajemniona to dlaczego ich związek miałby być nazywany nieprawdziwym? Reakcje ludzi będą jednak różne, a sam związek, mimo iż na pozór zbudowany na nieskomplikowanych zasadach, okaże się sporym wyzwaniem zarówno dla głównego bohatera, jak i systemu komputerowego.
„Her” to przede wszystkim doskonałość scenariusza. Wszystko jest przemyślane, spójne, a przy tym niepozbawione oryginalności i fantazji. Ten projekt nie wyszedłby równie dobrze, gdyby został powierzony innemu reżyserowi, bowiem to Spike Jonze oddał mu kawałek własnej duszy i tchnął w niego życie. Po seansie będziemy mu nawet w pewnym sensie współczuć, bo autor takiego tekstu z pewnością ma za sobą przynajmniej jedno druzgocące złamanie serca.

 467722_1.1 (1)

W swoim filmie po mistrzowsku przedstawia pełen cykl miłości – od ekscytujących i romantycznych początków, uczucie ekstazy, odnalezienia i nieśmiertelności po narastające problemy, ograniczanie wzajemnej przestrzeni aż do uświadomienia sobie o niedoskonałości partnera i wiążącej się z tym niedoskonałości świata, co z każdym dniem uwiera coraz mocniej, ludzie zaczynają zamykać się w sobie, a ich związek przestaje istnieć. Czy za każdym razem musi to tak wyglądać? Twórca nie pozostawia nam zbyt wiele nadziei na więcej. Jedyne do czego zachęca to czerpanie radości z małych chwil, niepoddawanie się zgorzknieniu, nierozdrapywanie ran, traktowanie wrażliwości jako zalety i przede wszystkim pogodzenie się z faktem, że życie to nieustająca walka z samotnością, w której wygrać można zaledwie parę rund.
„Her” jest jak na razie największą przygodą na jaką natrafiłam w konkursie oscarowym. Nie jest może najlepszym wśród nominowanych, ale z pewnością jest w stanie zostawić po sobie największe piętno emocjonalne. Historia, którą przedstawia, jest na tyle angażująca, iż podejrzewam, że pewna część widzów nie rozstanie się z nią do końca życia.

Zwiastun: