Mój biegun

Data:

Dobrego filmu spod szyldu TVN-u ta ziemia jeszcze nie widziała i prawdopodobnie nigdy nie ujrzy. Twórcy „Mojego bieguna” wykorzystali losy naprawdę niezwykłego człowieka – Janka Meli – jedynie po to, by wyciągnąć od ludzi pieniądze za bilety do kin oraz płyty DVD.

Na próżno szukać w obrazie reżyserii Marcina Głowackiego wrażliwości czy inteligencji. Wybranymi przez niego zamiennikami są sztuczność i pretensjonalność, które konsekwentnie wpompowuje on w każdą sekundę filmu. Scenarzyści wymyślili własne interpretacje każdej sytuacji i kategorycznie przez cały seans zabraniają nam myśleć. Nikogo nie zaciekawił potencjał płynący z historii człowieka, którego dusza okazała się  być silniejsza od zawodnego ludzkiego ciała czy bezlitosnych przeciwności losu. Z pełną premedytacją twórcy ominęli wszelkie nieładne i niewidoczne na pierwszy rzut oka części osobowości zarówno głównego bohatera, jak i członków jego rodziny, przedstawiając pustą historię, która ma napełnić widzów pustą nadzieją. Jeżeli chodzi o grę aktorów, to trudno jakkolwiek się zaprezentować, skoro w każdej scenie czeka na nich dialog rodem z najbardziej emocjonujących odcinków „M jak miłość”. Mogę jedynie powiedzieć, że Magdalena Walach oraz Bartłomiej Topa starali się trzymać poziom (na ogół z pozytywnym skutkiem), jednak nazwanie Macieja Musiała aktorem jest obrazą dla całego tego zawodu.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć. Otóż ścieżka dźwiękowa autorstwa Mateusza Pospieszalskiego (koniecznie zapamiętajcie to nazwisko, bo trzeba go będzie unikać) była najgorszym koszmarem muzycznym, jaki kiedykolwiek przeżyłam podczas seansu filmowego. Już po pierwszych minutach poważnie rozważałam wyłączenie dźwięku (oprawa dialogowa przecież i tak nie zawierała niczego, co by mnie zainteresowało). Chyba po raz pierwszy w życiu miałam styczność z sytuacją, w której ścieżka dźwiękowa była gwoździem do trumny obrazu.

Podsumowując, chciałabym przypomnieć, że to już kolejna po filmie „Nad życie” – opowiadającym o wspaniałej siatkarce Agacie Mróz – historia nieprzeciętnej osobowości przeniesiona przez TVN na ekrany kin w gorzej niż przeciętny sposób. Oby ostatnia. Takim osobom oczywiście bezsprzecznie należą się biografie filmowe, ale lepsza żadna, niż wykonana w podobny sposób.

Zwiastun: